poniedziałek, 16 maja 2016

Wrota

Mark Steinmetz, Near Jefferson City
Henry Miller Plexus 
"To w taki właśnie dzień mam skłonność do zawierania tych przypadkowych znajomości, które zmieniają tok mojego życia. Nieznajomy idący w moją stronę pozdrawia mnie jak starego przyjaciela. Wystarczy, że zamienimy kilka słów, a intymny stenograficzny język odwiecznych braci zastępuje powszechnie używany żargon. Porozumiewamy się w sposób intymny i seraficki, z łatwością i szybkością głuchoniemych od urodzenia. Dla mnie ma to jeden sens - doprowadzić do reorientacji. Zmiana trybu mojego życia, jak to wcześniej sformułowałem, oznacza po prostu - poprawę mojej pozycji syderalnej. Nieznajomy, nowo przybyły z innego świata, otwiera mi oczy. Poznaję swoje prawdziwe położenie. Odciskam świeży ślad w uprzywilejowanych obszarach przeznaczenia. Tak jak senna ulica wraca łagodnie na miejsce, tak ja teraz wtaczam się na swoje miejsce w szeregu. Panorama, na której tle się poruszam, jest pełna grozy i majestatu. Krajobraz prawdziwie tybetański przywołuje mnie do siebie. Nie wiem, czy jest to wytwór mojego zewnętrznego oka, czy jakiś gwałtowny wstrząs rzeczywistości zewnętrznej, dostosowującej się do głębokiej reorientacji, której się właśnie poddałem. Wiem tylko, że jestem bardziej samotny niż zwykle. Cokolwiek teraz nastąpi, będzie miało charakter szoku i odkrycia. Nie jestem sam. Jestem wśród innych samotników. I każdy z nas mówi swoim niepowtarzalnym językiem! To jak schodzenie się odległych bogów, z których każdy otulony jest aurą własnego niezrozumiałego świata. To pierwszy dzień tygodnia nowego cyklu świadomości. Cyklu, czy muszę to mówić, który może trwać tydzień lub całe życie. En avant, je me dis. Allons-y! Nous sommes la."

sobota, 17 października 2015

Wiktoria




Knut Hamsun Wiktoria
"Spoczął okiem na swych papierach i czyta, co napisał. Tak, wyobraźnia znowu go poniosła. Nie ma on nic do czynienia ze śmiercią ani z przejeżdżającym powozem. Wszakże pisze o pewnym ogrodzie, o pewnym zielonym i bujnym ogrodzie, znajdującym się w pobliżu jego ojcowizny, o ogrodzie zamkowym. O nim pisze. Spoczywa tam teraz martwy i śniegiem zasypany, a mimo to pisze o nim i nie ma tam ani zimy, ani śniegu, natomiast wszechwładnie panuje wiosna i zapach wiosenny, i zefiry wiosenne. I wieczór jest. Woda tam dołem płynie cicha i głęboka, jest jakby jezioro ołowiane; bzy pachną, a żywopłoty pokryte pączkami i listowiem zielonym i taka cisza w powietrzu, że słychać tokowanie głuszca z drugiej strony przystani. Na jednej ze ścieżek ogrodu stoi Wiktoria, sama, w białej sukience, w dwudziestej wiośnie życia. Tak, to ona. Wzrostem przewyższa najwyższe krzaki różane, wzrok jej leci ponad wodą ku lasom, na drzemiące w oddali fieldy; wygląda jakby dusza biała wśród zieleni ogrodu. Od dołu z drogi słychać stąpanie, idzie parę kroków dalej aż do ukrytej altanki, łokciami opiera się o mur i patrzy w dół. Wówczas mężczyzna na dole zdejmuje kapelusz, kłania się nisko, niemal do samej ziemi. Ona skinęła głową. Mężczyzna ogląda się, na drodze nie ma nikogo, kto by go śledził, przeto podchodzi parę kroków w stronę muru. Wtedy ona się cofa i woła: „Nie, nie!”, i wykonuje ręką gest obronny. „Wiktorio”, rzekł, „to święta prawda, co pani niegdyś powiedziała, nie powinienem był o tym marzyć, bo to niemożliwe”. „Tak”, odpowiada, „ale czego pan właściwie chce?” Podszedł ku niej całkiem blisko, jeno mur ich dzieli, a odpowiedź jego brzmi: „Czego chcę? Widzi pani, chcę postać tu tylko minutkę. Po raz ostatni. Pragnę być blisko pani, najbliżej, jak tylko można, jak tylko można; tak, teraz stoję blisko pani!” Ona milczy. Minuta mija. „Dobranoc”, mówi on i skłania kapelusz znowu aż do ziemi. „Dobranoc”, odpowiada ona. I on odchodzi, nie oglądając się.”

czwartek, 24 października 2013

Three Sisters

Adnrei Tarkovsky Instant Light / Polaroids

Lew Tołstoj Spowiedź
"Jest taka z dawna opowiadana, wschodnia baśń o wędrowcu, którego w stepie zaskoczyła rozszalała bestia. Ratując się przed nią, wędrowiec wskakuje do wyschniętej studni, ale na dnie widzi smoka rozwierającego paszczę, aby go pożreć. Nieszczęśnik, nie mając śmiałości ani wyjść, aby nie być zabitym przez rozszalałą bestię, ani skoczyć na dno studni, gdzie pożre go smok, chwyta się gałęzi rosnącego w szczelinach studni dzikiego krzewu i zawisa na nim. Ręce mu słabną i czuje, że wkrótce będzie musiał poddać się zagładzie, czekającej na niego z obu stron; trzyma się jednak dalej, ale widzi dwie myszy, jedną białą, drugą czarną, równomiernie ogryzające łodygę krzewu, na którym wisi. Za chwilę krzak się złamie, a on wpadnie w paszczę smoka. Wędrowiec widzi to i wie, że nieuchronnie zginie; ale dopóki wisi, rozgląda się wokół siebie i znajduje na liściach krzewu krople miodu, dosięga je językiem i zlizuje. Podobnie ja trzymam się gałęzi życia, wiedząc, że smok czeka na mą pewną śmierć, gotów mnie rozszarpać i nie mogę zrozumieć, dlaczego spotkały mnie te męki. I próbuję ssać ten miód, który wcześniej sprawiał mi tyle radości; ale miód ten nie smakuje mi już, a biała i czarna mysz – dzień i noc – podgryzają łodygę, której się trzymam. Wyraźnie widzę smoka i miód nie wydaje mi się już słodki. Widzę jedno – fatalnego smoka i mysz – i nie mogę odwrócić od nich wzroku. A przecież to nie baśń, tylko realna, bezdyskusyjna i dla każdego zrozumiała prawda."

poniedziałek, 21 października 2013

Read no More

Edouard Boubat, Île Saint-Louis 1997

Susan Sontag Jak świadomość związana jest ciałem, Dzienniki, tom 2
"Inteligencja nie zawsze jest czymś dobrym, co należy cenić czy rozwijać, To raczej coś w rodzaju koła zapasowego - jest potrzebne czy przydatne, kiedy dochodzi do awarii. Jeśli wszystko idzie dobrze, lepiej być głupim...Głupota jest równie wartościowa jak inteligencja."

środa, 17 lipca 2013

Re:flection

Maxim Shumilin 

Justyna Bargielska Bach for my baby 
 Grecjo, upadaj

Jestem taka chuda i to może być każdy,
ale to właśnie ten mówi mi, co we mnie lubi,
dźwięk i blask spawania. Na co ja mu mówię,
że właściwie to lubię oceany i morza.

Ścianę bez okien maluję na biało,
czy to ściany wesele, bo na pewno nie moje.
Jestem taka chuda, że mogłabym być wszędzie.
Sama sprowadziłam na siebie to nieszczęście
i to, co w nim najgorsze: że pójdę dalej.