Pokazywanie postów oznaczonych etykietą French Literature. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą French Literature. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 16 grudnia 2012

Ladies View / Emma

Peter Lippmann Women of History, Zurbaran by Lippmann

Gustaw Flaubert Pani Bovary 
"Kiedy matka jej umarła, Emma płakała bardzo przez kilka pierwszych dni. Kazała zrobić sobie żałobny obrazek z włosów nieboszczki i w liście do ojca, pełnym smutnych rozmyślań o życiu, prosiła, aby pochowano ją później w tym samym grobie. Poczciwy Rouault odwiedził ją myśląc, że jest chora. A Emma cieszyła się w głębi duszy, że jest istotą smętną, że udało się jej tak od razu osiągnąć ideał niedostępny sercom pospolitym. Zapuściła się więc w zawiły labirynt lamartinowskiej melancholii, słuchając harfy nad jeziorem, śpiewu wszystkich umierających łabędzi, szelestu wszystkich opadłych liści, pienia wznoszących się w niebo dziewic i głosu Wiekuistego, rozlegającego się w dolinach. Znudziło ją to wreszcie, ale nie chciała się do tego przyznać i brnęła dalej z przyzwyczajenia, potem przez próżność, aż wreszcie spostrzegła ze zdziwieniem, że jest zupełnie ukojona i że nie więcej ma smutku w sercu niż zmarszczek na gładkim czole."

wtorek, 20 listopada 2012

Dream Street 5 / Give me the Key


Stu Egan London

 Stu Egan Unreal City
www.stuegan.com 

Georges Perec Spacery po Londynie (Urodziłem się. Eseje)
"Najlepiej jest więc iść za radą tego samego Stendhala, modelowego turysty, jeśli tacy w ogóle istnieją: "Z obcego kraju czerpać tylko to, co sprawia przyjemność. Największą przyjemność sprawiło nam w Londynie włóczenie się po ulicach" (Dziennik, 9 sierpnia 1817 roku).
Włóczenie się po nieznanym mieście nie jest rzeczą oczywistą, mamy tendencję do krążenia w kółko, boimy się zgubić, wolimy ograniczać się do głównych osi, jednakże przy odrobinie doświadczenia oraz inicjatywy stosunkowo łatwo jest puścić wodze fantazji. W gruncie rzeczy wystarczy iść z nosem lekko zadartym do góry, pozwolić prowadzić się wysadzanej drzewami alejce, posągowi na koniu, sklepikowi z zachęcającą w oddali witryną, zbiegowisku, reklamie pubu, przejeżdżającemu autobusowi, aby powstały, zależne od godzin i pogody, mniej lub bardziej kapryśne, mniej lub bardziej kręte szlaki, wytyczane przez nazwy przywołujące coś, nawet jeśli nie zawsze wiemy, co: le Strand, Chelsea, Pimlico, Belgravia, Lambeth, Baker Street, Charing Cross, Scotland Yard, Covent Garden, Mayfair, Burlington, Carnaby, Whitechapel itd. Przemierzymy Harley Street, ulicę Medyków albo Fleet Street, ulicę gazeciarzy, zgubimy się w labiryncie uliczek Soho lub, jeśli dopisze nam szczęście, przejdziemy tuż obok numeru 7 przy Savile Row, gdzie mieszkał znamienity Phileas Fogg, ten, który w trakcie swych wojaży zwiedzanie miast zlecał swojemu lokajowi (jakże trafnie nazywanemu Obieżyświatem) i będziemy mogli wówczas sprawdzić, jeśli zagra nam tak w duszy, czy faktycznie musiał postawić pięćset siedemdziesiąt pięć razy prawą stopę przez lewą i pięćset siedemdziesiąt sześć razy lewą przed prawą, żeby dotrzeć do Reform Club w Pall Mall."

wtorek, 30 października 2012

Dream Street 3

Richard Avedon Elise Daniels with Street Performers, 1948

Melvin Sokolsky Le Dragon, Paris 1963

Georges Perec Dookoła Beaubourg (Urodziłem się. Eseje)
"Wychodząc od strony ulicy Saint Lartin, najpierw natykamy się na lekko spadzisty chodnik, od dawien dawna spontanicznie skolonizowany przez nowoczesnych kuglarzy, linoskoczków i artystów ulicznych. Wystarczy kilka promyków słońca, i od samego rana zaczyna się tu zabawa: grupa połykaczy ognia albo siłacze zrywający łańcuchy, z połyskującymi mięśniami klatki piersiowej, z wyeksponowanymi tatuażami; dalej treser wyszkolonych psów starannie przygotowuje dywaniki, drabinkę oraz lekką platformę, na szczycie której jego psiny będę się "puszyć", odliczając ogonami do trzynastu. Tam też pojawią się żonglerzy, monocykliści, mimowie, kataryniarze; nieco dalej samotny saksofonista improwizujący na nutę My Funny Valentine, flet indiański z dwoma gitarzystami w poncho i z bębnem czy też niewielka kapela z wypolerowanymi trąbkami i kwartet smyczkowy grający ślicznie Boccheriniego i mniej więcej wszędzie rysownicy, dopieszczający portrety niewzruszonych modeli, otoczeni niewielkim kręgiem gapiów tak do siebie podobnych, że zlewających się w całość oraz sprzedawcy plakatów, karykatur, małych Poulbotów, popcornu, lodów czy rozdający ulotki zapraszające na koncert tego czy innego organisty w kościele Saint-Eustache albo tego czy innego perkusisty w kaplicy Longobardów. A wszędzie dookoła w zwartych gromadach lub w niewielkich grupkach, zabiegany lub beztroski, z nosem zadartym do góry lub nastawionymi uszami, entuzjastyczny lub szyderczy - tłum."

sobota, 13 października 2012

I ≠ You

Jung Lee, Have you ever loved me; Only god knows; You, You, you..., 2010 © ONE AND J. Gallery
Roland Barthes Fragmenty dyskursu miłosnego 
"Język jest naskórkiem: ocieram język o innego. To tak, jakbym w miejsce palców miał słowa, lub miał palce na koniuszkach słów. Mój język drży z pożądania.(...) Początkowo rozprawiam o naszej relacji z myślą o innym, ale może rozprawiam też przed powiernikiem: od ty przechodzę do on. A następnie od on przechodzę do zaimka bezosobowego, do się: snuję abstrakcyjny dyskurs o miłości, o filozofii rzeczy, dyskurs, który okazuje się uogólnioną gadką szmatką."