Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dream Street. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dream Street. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 28 marca 2013

Dream Street 15 / Strangers When We Meet

 Juergen Buergin Berlin Lovers

Juergen Buergin Falling Stars


Vladimir Nabokov Dar
"Szedł ulicami, które dawno już narzuciły mu się ze znajomością, co więcej, liczyły, że je polubi; z góry nawet kupiły sobie w jego przyszłym wspomnieniu miejsce obok Petersburga — mały grobek w sąsiedztwie; szedł tymi polśniewającymi ciemno ulicami, wygaszone kamienice cofały się, jedne tyłem, inne bokiem, w szarobure niebo berlińskiej nocy, gdzie jednak trafiały się czasem grząskie miejsca, niemal topniejące pod spojrzeniem, które zyskiwało w ten sposób parę gwiazd. I oto wreszcie skwer, gdzie zjadł kolację, wysoka, ceglana kircha i zupełnie jeszcze przejrzysta, bezlistna topola, przypominająca unerwienie olbrzyma, tuż obok publiczny szalet, podobny do piernikowego domku baby-jagi. W mroku skweru, ledwie tkniętego wachlarzem ulicznych świateł, piękność, która już od ośmiu chyba lat wciąż odmawiała nowej inkamacji (tak żywa była wciąż pamięć o pierwszej miłości), siedziała na szarej ławce, kiedy się jednak przybliżył, zobaczył, że siedzi tam cień drzewnego pnia. Skręcił w swoją ulicę i pogrążył się w nią niczym w zimną wodę — z taką czynił to odrazą, tyle smutku zapowiadał ów pokój, niechętna szafa, kanapa. Znalazłszy swoją bramę (odmienioną przez ciemność), wydobył klucze. Żaden z nich jednak nie pasował."

niedziela, 10 marca 2013

Dream Street 14 / Bridge

Ara Guler Galata Bridge, Istanbul, 1965

Ara Guler Karakoy, Istanbul, 1954 
http://www.araguler.com.tr/


Geert Mak Most 
"Większość ludzi na moście, nawet "humaniści", przestrzegała ramadanu. Jedzenie posiłku rozpoczynało się dopiero po zachodzie słońca. Gdy tylko rozlegał się sygnał z minaretu, cały most zaczynał łapczywie zajadać. Wszędzie wyczarowywano świąteczne dania: kelnerzy i ich pomocnicy uwijali się, jak mogli, we wszystkich kątach i zaułkach stali sprzedawcy, pubybuci i złodzieje, mlaskali i siorbali, ile się dało. W każdym sklepie widać było właściciela wraz z personelem, siedzących przy jednym stole przy wspólnym posiłku. Most na chwilę zaniemówił i przeżuwał."

wtorek, 18 grudnia 2012

Dream Street 8 / Istanbul

  Ara Güler Istanbul


Arif Asci Istanbul Panorama
http://www.arifasci.com/

Orhan Pamuk Stambuł, Wspomnienia i Miasto 
"Moje dzieciństwo było jak czarno-białe fotografie Stambułu - dwubarwne, zatopione w stalowoszarym półmroku. Ale tak się do niego przyzwyczaiłem, że przygnębiające wnętrza domu-muzeum były mi bliższe niż kolorowy świat zewnętrzny. Ulice, aleje i biedne dzielnice wyglądały niebezpiecznie, jak z gangsterskiego filmu.
Moje umiłowanie mroku sprawiało też, że w Stambule zawsze wolałem zimę od lata. Nadal lubię patrzeć, jak późną jesienią zapada zmierzch, obserwować bezlistne drzewa smagane podmuchami północnego wiatru i ludzi, którzy w ciemnych płaszczach i kurtkach przemykają do domów mrocznymi ulicami. Lubię ten przejmujący smutek, jaki ogarnia mnie na widok starych kamienic, i ciemność wypełniającą opustoszone, obracające się w ruinę rezydencje, które przybierają charakterystyczną "stambulską" fakturę. Gdy patrzę na przesuwające się czarne cienie ludzi w zbyt wcześnie zapadłych ciemnościach zimowego wieczoru, silniej odczuwam swoją przynależność do tego miejsca. Kiedy ciemność nocy okrywa miękkim kocem nasze życie, nasze ulice oraz należące do nas przedmioty, a my jesteśmy bezpieczni w swoich domach, sypialniach i łóżkach, możemy wrócić w snach do minionej świetności i dawnych legend. Lubię tę ciemność, która nie poddając się wątłym światłom latarni, tak poetycznie opada na biedne przedmieścia Stambulu. Lubię ją, bo wtedy my, mieszkańcy tego miasta, zasłaniamy się przed obcymi spojrzeniami ludzi Zachodu, osłania ona nasze ubóstwo, które tak bardzo pragniemy ukryć."


niedziela, 9 grudnia 2012

Dream Street 6 / Fall


Joel Meyerowitz Fallen Man, Paris 1967

 Art Shay Fallen Women, 1949
 
Amos Oz Mój Michael
"W zimowy dzień o dziewiątej rano potknęłam się na schodach. Nieznajomy chłopak chwycił mnie za łokieć. Rękę miał silną i pewną. Zauważyłam krótkie, blade place o płaskich paznokciach, porośnięte czarnym meszkiem. Rzucił się, by uprzedzić mój upadek. Wsparta na jego ramieniu, czekałam, aż minie ból. Byłam zmieszana, ponieważ to upokarzające - potknąć się nagle na oczach obcych ludzi: te badawcze, wścibskie spojrzenia i nieszczere uśmiechy. Byłam zmieszana również dlatego, że jego dłoń była szeroka i ciepła. Gdy mnie podtrzymywał, przez rękaw niebieskiej wełnianej sukienki, którą zrobiła dla mnie na drutach matka, poczułam ciepło jego palców. W Jerozolimie była zima. 
Spytał, czy nic mi nie jest.
Odpowiedziałam, że chyba zwichnęłam kostkę.
Stwierdził, że podoba mu się słowo "kostka"."

czwartek, 22 listopada 2012

Private Photo Investigation


Today I found a splendid photo in the book "Street Photography Now" (Sophie Howard and Steven McLaren) - first page, but unfortunatelly publisher didn't mention about an author. My suspicion oscilletes around Arif Asci, but it's just a suspicion. If You are 100% sure, who is an author, please let me know in the comment. Thanks in advance!

wtorek, 20 listopada 2012

Dream Street 5 / Give me the Key


Stu Egan London

 Stu Egan Unreal City
www.stuegan.com 

Georges Perec Spacery po Londynie (Urodziłem się. Eseje)
"Najlepiej jest więc iść za radą tego samego Stendhala, modelowego turysty, jeśli tacy w ogóle istnieją: "Z obcego kraju czerpać tylko to, co sprawia przyjemność. Największą przyjemność sprawiło nam w Londynie włóczenie się po ulicach" (Dziennik, 9 sierpnia 1817 roku).
Włóczenie się po nieznanym mieście nie jest rzeczą oczywistą, mamy tendencję do krążenia w kółko, boimy się zgubić, wolimy ograniczać się do głównych osi, jednakże przy odrobinie doświadczenia oraz inicjatywy stosunkowo łatwo jest puścić wodze fantazji. W gruncie rzeczy wystarczy iść z nosem lekko zadartym do góry, pozwolić prowadzić się wysadzanej drzewami alejce, posągowi na koniu, sklepikowi z zachęcającą w oddali witryną, zbiegowisku, reklamie pubu, przejeżdżającemu autobusowi, aby powstały, zależne od godzin i pogody, mniej lub bardziej kapryśne, mniej lub bardziej kręte szlaki, wytyczane przez nazwy przywołujące coś, nawet jeśli nie zawsze wiemy, co: le Strand, Chelsea, Pimlico, Belgravia, Lambeth, Baker Street, Charing Cross, Scotland Yard, Covent Garden, Mayfair, Burlington, Carnaby, Whitechapel itd. Przemierzymy Harley Street, ulicę Medyków albo Fleet Street, ulicę gazeciarzy, zgubimy się w labiryncie uliczek Soho lub, jeśli dopisze nam szczęście, przejdziemy tuż obok numeru 7 przy Savile Row, gdzie mieszkał znamienity Phileas Fogg, ten, który w trakcie swych wojaży zwiedzanie miast zlecał swojemu lokajowi (jakże trafnie nazywanemu Obieżyświatem) i będziemy mogli wówczas sprawdzić, jeśli zagra nam tak w duszy, czy faktycznie musiał postawić pięćset siedemdziesiąt pięć razy prawą stopę przez lewą i pięćset siedemdziesiąt sześć razy lewą przed prawą, żeby dotrzeć do Reform Club w Pall Mall."

środa, 14 listopada 2012

wtorek, 30 października 2012

Dream Street 3

Richard Avedon Elise Daniels with Street Performers, 1948

Melvin Sokolsky Le Dragon, Paris 1963

Georges Perec Dookoła Beaubourg (Urodziłem się. Eseje)
"Wychodząc od strony ulicy Saint Lartin, najpierw natykamy się na lekko spadzisty chodnik, od dawien dawna spontanicznie skolonizowany przez nowoczesnych kuglarzy, linoskoczków i artystów ulicznych. Wystarczy kilka promyków słońca, i od samego rana zaczyna się tu zabawa: grupa połykaczy ognia albo siłacze zrywający łańcuchy, z połyskującymi mięśniami klatki piersiowej, z wyeksponowanymi tatuażami; dalej treser wyszkolonych psów starannie przygotowuje dywaniki, drabinkę oraz lekką platformę, na szczycie której jego psiny będę się "puszyć", odliczając ogonami do trzynastu. Tam też pojawią się żonglerzy, monocykliści, mimowie, kataryniarze; nieco dalej samotny saksofonista improwizujący na nutę My Funny Valentine, flet indiański z dwoma gitarzystami w poncho i z bębnem czy też niewielka kapela z wypolerowanymi trąbkami i kwartet smyczkowy grający ślicznie Boccheriniego i mniej więcej wszędzie rysownicy, dopieszczający portrety niewzruszonych modeli, otoczeni niewielkim kręgiem gapiów tak do siebie podobnych, że zlewających się w całość oraz sprzedawcy plakatów, karykatur, małych Poulbotów, popcornu, lodów czy rozdający ulotki zapraszające na koncert tego czy innego organisty w kościele Saint-Eustache albo tego czy innego perkusisty w kaplicy Longobardów. A wszędzie dookoła w zwartych gromadach lub w niewielkich grupkach, zabiegany lub beztroski, z nosem zadartym do góry lub nastawionymi uszami, entuzjastyczny lub szyderczy - tłum."

piątek, 26 października 2012

Street act

 Garry Winogrand
Garry Winogrand Cape Kennedy, 1969

Julio Cortazar Babie Lato (Przejścia)
"Podniosłem aparat na wysokość oczu udając, że nastawiam go na przestrzeń nie obejmującą ich, i trwałem, pewien, że w końcu uchwycę ruch, będący objawieniem, wszystko zdradzający wyraz twarzy, życie, w którym ruch nadaje, a sztywny obraz niszczy rytm, jeżeli nie uda się nam uchwycić niedostrzegalnego ułamka prawdziwej treści. Nie musiałem długo czekać. Kobieta kończyła omotywać chłopaka odbierając mu po troszeczku ostatnie resztki wolności, w powolnych, pełnym rozkoszy torturach. Wyobraziłem sobie prawdopodobne zakończenie (nadchodzi niewielka puchata chmurka, samotna na całym niebie), przewidziałem wejście do domu (zapewne przeładowany parter, pełen poduszek i kotów), podejrzewałem przerażenie chłopca, jego rozpaczliwe wysiłki, by nie dać nic po sobie poznać, aby wyglądało, że jest do tego przyzwyczajony."

sobota, 20 października 2012

Pamięci, przemów!

W. Eugene Smith Ophelia and Hamlet Streets, Pittsburgh, 1955-56

Jorge Luis Borges Pamięć Szekspira
"Na początku tej przygody czułem radość bycia Szekspirem, a na końcu - zniewolenie i trwogę. Najpierw obie pamięci nie mieszały swych wód. Z czasem ogromna rzeka Szekspira stała się zagrożeniem i niemal nie zatopiła koleiny mego życia. Dostrzegłem ze strachem, że stopniowo zapominam języka moich rodziców. Poczucie tożsamości wspiera się na pamięci, toteż obawiałem się o stan mojego umysłu.
Kiedy odwiedzali mnie przyjaciele, byłem zdziwniony, że nie dostrzegali, iż jestem w piekle.
Przestawałem rozumieć codzienne, rozgrywające się wokół mnie sprawy (die alltagliche Umwelt). (...) 
W miarę upływu lat człowiek zmuszony jest dźwigać rosnące brzemię własnej pamięci. Mnie przytłaczały dwie, czasem nakładające się na siebie: moja własna i tego drugiego, nieprzenikniona.
Wszystkie rzeczy pragną trwać w swej istocie, napisał Spinoza. Kamień pragnie być kamieniem, tygrys tygrysem, a ja pragnąłem być ponownie Hermannem Soergel.
Nie pamiętam już, którego dnia postanowiłem się uwolnić. Uciekłem się do najprostszego sposobu. Wykręcałem na chybił trafił numery telefoniczne. Odpowiadały dziecięce albo kobiecie głosy. Pomyślałem, że powinienem je oszczędzić. Usłyszałem w końcu głos wykształconego mężczyzny. Zapytałem:
- Chcesz pamięć Szekspira? Wiem, że to, co pragnę ci ofiarować, jest niezwykłej wagi. Zastanów się dobrze.
Pełen niedowierzania głos odpowiedział:
- Podejmę to ryzyko. Przyjmuję pamięć Szekspira.
Przedstawiłem warunki daru. Co paradoksalne, odczuwałem jednocześnie nostalgię za książką, którą powinienem napisać, lecz napisanie jej było mi wzbronione i lęk, że ów gość-widmo nigdy mnie nie opuści.
Odwiesiłem słuchawkę i natchniony nadzieją powtórzyłem pełne rezygnacji słowa:
Simply the thing I am shall make me live.
(Od dziś zaczynam żyć z tego, czym jestem) 
Wymyśliłem niegdyś ćwiczenia, aby obudzić zamierzchłą pamięć; teraz musiałem poszukać innych sposobów, by ją wymazać. Jednym z wielu było zgłębianie mitologii Williama Blake'a, zbuntowanego uczenia Swedenborga. Przekonałem się, że była ona nie tyle złożona, ile skomplikowana. 
Ta droga, jak i inne, okazała się daremna; wszystkie wiodły mnie do Szekspira. 
Aby wypełnić oczekiwanie, doszedłem w końcu do jedynego rozwiązania: precyzyjna i niezmierzona muzyka - Bach.
PS. 1924 - Już jestem człowiekiem pośród ludzi. W chwilach bezsenności jestem emerytowanym profesorem Hermannem Soergel, wertuję kartoteki i redaguję erudycyjne banały, lecz czasem o brzasku wiem, ze tym, kto śni, jest ten drugi. Niekiedy zaskakują mnie drobne i ulotne wspomnienia, które być może są prawdziwe."   

środa, 17 października 2012

Dream Street 2

W. Eugene Smith Dream Street, 1956

Henry Miller Plexus (Różoukrzyżowanie), 1965
"Często porozumiewamy się we snach... Jestem na znajomej ulicy, szukając określonego domu. W chwili kiedy stawiam na niej nogę, serce bije mi gwałtowniej. Chociaż nigdy wcześniej jej nie widziałem, wydaje mi się bardziej znajoma, bardziej bliska, bardziej znacząca niż jakakolwiek ulica, którą znałem. Jest to ulica, którą wracam do przeszłości. Każdy dom, każdy ganek, każda brama, każdy trawnik, każdy kamień, patyk, gałązka czy liść mówi wiele. Poczucie rozpoznania, wzmocnione miriadami warstw pamięci, jest tak silne, że omal się nie rozpływam.
Ulica nie ma początku ani końca; jest oderwanym, zamkniętym odcinkiem, pływającym w niewyraźniej aurze. Wibrującym kawałkiem całości. Chociaż nigdy nic się na niej nie dzieje, nie jest ani pusta, ani wyludniona. Przeciwnie, jest najbardziej żywą ulicą, jaką mogę sobie wyobrazić. Jest żywa wspomnieniami, jak tajemniczy zagajnik, który aż roi się od niewidzialnych chmar. Nie mogę powiedzieć, że idę tą ulicą, ani że się nią posuwam. Ulica mnie osacza. Pożera mnie. Chyba tylko w świecie owadów istnieją doznania, które dorównują tej formie rozkoszy. Jedzenie czegoś jest czymś wspaniałym, ale bycie jedzonym to rozkosz, której nie daje się opisać. Być może jest to inny, pełniejszy rodzaj jedności ze światem zewnętrznym. W pewnym sensie odwrócona komunia."

niedziela, 14 października 2012

Dream Street 1


fot. KPZ (Mamiya C 330)

Janusz L. Wiśniewski Bikini
"Nie mogła iść dalej. Podbiegła do resztek muru, za którym kiedyś była kuchnia jakiegoś mieszkania, uklękła i zaczęła wymiotować. Po chwili odczuła ulgę. Wstała z kolan. Do niewielkiego fragmentu muru, który jako jedyny pozostał z całego budynku, przytwierdzony był kuchenny zlew. Na resztkach drewnianego blatu obok zlewu stał kubek z niedopitą przez kogoś herbatą, nieopodal na białym porcelanowym talerzyku leżał nadgryziony, posmarowany masłem kawałek chleba przykryty stwardniałym żółtym serem. Nad zlewem do ściany przytwierdzone było lustro z brązowymi zaciekami rdzy. Na małej szklanej półce przed lustrem stały cztery aluminiowe kubki ze szczoteczkami do zębów. Dwie z nich mogły należeć tylko do dzieci. Patrzyła na to jak na makabryczne malowidło. Ostatnia najzwyklejsza normalność przed końcem świata tutaj, w tym miejscu, wyglądała jak awangardowa, specjalnie przygotowana, surrealistyczna instalacja jakiegoś neurastenicznego rzeźbiarza. Ale to nie była żadna wyrafinowana kompozycja, która miała wprawić w zdumienie prawdziwych znawców sztuki. To był jak najbardziej realny kawałek miasta Drezna, około południa, w czwartek, 15 lutego 1945 roku.
Wróciła biegiem do walizki. Wydobyła pośpiesznie aparat. Pamiętała, że zostało osiem klatek. Powoli podeszła pod ścianę ze zlewem. Stanęła w rozkroku kilka metrów od muru. Zaczekała cierpliwie, aż słońce przedrze się przez postrzępioną, szarą chmurę. Uważnie nastawiła przysłonę i czas naświetlania. Nacisnęła spust migawki."