Stu Egan London
Stu Egan Unreal City
www.stuegan.com
Georges Perec Spacery po Londynie (Urodziłem się. Eseje)
"Najlepiej jest więc iść za radą tego samego Stendhala, modelowego turysty, jeśli tacy w ogóle istnieją: "Z obcego kraju czerpać tylko to, co sprawia przyjemność. Największą przyjemność sprawiło nam w Londynie włóczenie się po ulicach" (Dziennik, 9 sierpnia 1817 roku).
Włóczenie się po nieznanym mieście nie jest rzeczą oczywistą, mamy tendencję do krążenia w kółko, boimy się zgubić, wolimy ograniczać się do głównych osi, jednakże przy odrobinie doświadczenia oraz inicjatywy stosunkowo łatwo jest puścić wodze fantazji. W gruncie rzeczy wystarczy iść z nosem lekko zadartym do góry, pozwolić prowadzić się wysadzanej drzewami alejce, posągowi na koniu, sklepikowi z zachęcającą w oddali witryną, zbiegowisku, reklamie pubu, przejeżdżającemu autobusowi, aby powstały, zależne od godzin i pogody, mniej lub bardziej kapryśne, mniej lub bardziej kręte szlaki, wytyczane przez nazwy przywołujące coś, nawet jeśli nie zawsze wiemy, co: le Strand, Chelsea, Pimlico, Belgravia, Lambeth, Baker Street, Charing Cross, Scotland Yard, Covent Garden, Mayfair, Burlington, Carnaby, Whitechapel itd. Przemierzymy Harley Street, ulicę Medyków albo Fleet Street, ulicę gazeciarzy, zgubimy się w labiryncie uliczek Soho lub, jeśli dopisze nam szczęście, przejdziemy tuż obok numeru 7 przy Savile Row, gdzie mieszkał znamienity Phileas Fogg, ten, który w trakcie swych wojaży zwiedzanie miast zlecał swojemu lokajowi (jakże trafnie nazywanemu Obieżyświatem) i będziemy mogli wówczas sprawdzić, jeśli zagra nam tak w duszy, czy faktycznie musiał postawić pięćset siedemdziesiąt pięć razy prawą stopę przez lewą i pięćset siedemdziesiąt sześć razy lewą przed prawą, żeby dotrzeć do Reform Club w Pall Mall."
Włóczenie się po nieznanym mieście nie jest rzeczą oczywistą, mamy tendencję do krążenia w kółko, boimy się zgubić, wolimy ograniczać się do głównych osi, jednakże przy odrobinie doświadczenia oraz inicjatywy stosunkowo łatwo jest puścić wodze fantazji. W gruncie rzeczy wystarczy iść z nosem lekko zadartym do góry, pozwolić prowadzić się wysadzanej drzewami alejce, posągowi na koniu, sklepikowi z zachęcającą w oddali witryną, zbiegowisku, reklamie pubu, przejeżdżającemu autobusowi, aby powstały, zależne od godzin i pogody, mniej lub bardziej kapryśne, mniej lub bardziej kręte szlaki, wytyczane przez nazwy przywołujące coś, nawet jeśli nie zawsze wiemy, co: le Strand, Chelsea, Pimlico, Belgravia, Lambeth, Baker Street, Charing Cross, Scotland Yard, Covent Garden, Mayfair, Burlington, Carnaby, Whitechapel itd. Przemierzymy Harley Street, ulicę Medyków albo Fleet Street, ulicę gazeciarzy, zgubimy się w labiryncie uliczek Soho lub, jeśli dopisze nam szczęście, przejdziemy tuż obok numeru 7 przy Savile Row, gdzie mieszkał znamienity Phileas Fogg, ten, który w trakcie swych wojaży zwiedzanie miast zlecał swojemu lokajowi (jakże trafnie nazywanemu Obieżyświatem) i będziemy mogli wówczas sprawdzić, jeśli zagra nam tak w duszy, czy faktycznie musiał postawić pięćset siedemdziesiąt pięć razy prawą stopę przez lewą i pięćset siedemdziesiąt sześć razy lewą przed prawą, żeby dotrzeć do Reform Club w Pall Mall."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz