wtorek, 18 grudnia 2012

Dream Street 8 / Istanbul

  Ara Güler Istanbul


Arif Asci Istanbul Panorama
http://www.arifasci.com/

Orhan Pamuk Stambuł, Wspomnienia i Miasto 
"Moje dzieciństwo było jak czarno-białe fotografie Stambułu - dwubarwne, zatopione w stalowoszarym półmroku. Ale tak się do niego przyzwyczaiłem, że przygnębiające wnętrza domu-muzeum były mi bliższe niż kolorowy świat zewnętrzny. Ulice, aleje i biedne dzielnice wyglądały niebezpiecznie, jak z gangsterskiego filmu.
Moje umiłowanie mroku sprawiało też, że w Stambule zawsze wolałem zimę od lata. Nadal lubię patrzeć, jak późną jesienią zapada zmierzch, obserwować bezlistne drzewa smagane podmuchami północnego wiatru i ludzi, którzy w ciemnych płaszczach i kurtkach przemykają do domów mrocznymi ulicami. Lubię ten przejmujący smutek, jaki ogarnia mnie na widok starych kamienic, i ciemność wypełniającą opustoszone, obracające się w ruinę rezydencje, które przybierają charakterystyczną "stambulską" fakturę. Gdy patrzę na przesuwające się czarne cienie ludzi w zbyt wcześnie zapadłych ciemnościach zimowego wieczoru, silniej odczuwam swoją przynależność do tego miejsca. Kiedy ciemność nocy okrywa miękkim kocem nasze życie, nasze ulice oraz należące do nas przedmioty, a my jesteśmy bezpieczni w swoich domach, sypialniach i łóżkach, możemy wrócić w snach do minionej świetności i dawnych legend. Lubię tę ciemność, która nie poddając się wątłym światłom latarni, tak poetycznie opada na biedne przedmieścia Stambulu. Lubię ją, bo wtedy my, mieszkańcy tego miasta, zasłaniamy się przed obcymi spojrzeniami ludzi Zachodu, osłania ona nasze ubóstwo, które tak bardzo pragniemy ukryć."


niedziela, 16 grudnia 2012

Ladies View / Emma

Peter Lippmann Women of History, Zurbaran by Lippmann

Gustaw Flaubert Pani Bovary 
"Kiedy matka jej umarła, Emma płakała bardzo przez kilka pierwszych dni. Kazała zrobić sobie żałobny obrazek z włosów nieboszczki i w liście do ojca, pełnym smutnych rozmyślań o życiu, prosiła, aby pochowano ją później w tym samym grobie. Poczciwy Rouault odwiedził ją myśląc, że jest chora. A Emma cieszyła się w głębi duszy, że jest istotą smętną, że udało się jej tak od razu osiągnąć ideał niedostępny sercom pospolitym. Zapuściła się więc w zawiły labirynt lamartinowskiej melancholii, słuchając harfy nad jeziorem, śpiewu wszystkich umierających łabędzi, szelestu wszystkich opadłych liści, pienia wznoszących się w niebo dziewic i głosu Wiekuistego, rozlegającego się w dolinach. Znudziło ją to wreszcie, ale nie chciała się do tego przyznać i brnęła dalej z przyzwyczajenia, potem przez próżność, aż wreszcie spostrzegła ze zdziwieniem, że jest zupełnie ukojona i że nie więcej ma smutku w sercu niż zmarszczek na gładkim czole."

wtorek, 11 grudnia 2012

What remains?


Alexey Alexeev Ambrotypes
http://www.ambrotype.ru/index_en.html

Virginia Woolf Fale
"Czyżby to był koniec opowieści? Coś w rodzaju westchnienia? Ostatnie zmarszczenie fali? Strużka wody w ścieku, która szemrząc wycieka? Dotknę stołu - tak - żeby odzyskać świadomość, chwili. Kredens zastawiony flaszeczkami, kosz pełen bułek, talerz bananów - to kojący widok. Lecz jeśli nie istnieją opowieści, jaki może być koniec albo jaki początek? Życie nie jest być może podatne na sposób, w jaki je traktujemy, usiłując je opowiedzieć. Kiedy tak człowiek siedzi późno w nocy, dziwne mu wydaje się, że nie ma większej władzy. Nie na wiele zdają się wtedy uporządkowane przegródki. To dziwne, jak siła uchodzi do jakiegoś wyschniętego potoku. Gdy tak siedzi się w samotności, wydaje się, że jesteśmy wyczerpani, nasze wody mogą zaledwie otoczyć luźno łodygę ostokrzewu, nie możemy już sięgnąć leżących dalej kamyków, żeby je zwilżyć. Już po wszystkim, to nasz koniec. Ale poczekajcie - siedziałem całą noc wyczekując - znów przebiega nas jakiś impuls, podnosimy się, ciężko suniemy po brzegu, nie sposób nas powstrzymać. To znaczy, ogoliłem się i umyłem, nie budząc żony zjadłem śniadanie, włożyłem kapelusz i poszedłem zarabiać na życie. Po poniedziałku następuje wtorek."

niedziela, 9 grudnia 2012

Dream Street 6 / Fall


Joel Meyerowitz Fallen Man, Paris 1967

 Art Shay Fallen Women, 1949
 
Amos Oz Mój Michael
"W zimowy dzień o dziewiątej rano potknęłam się na schodach. Nieznajomy chłopak chwycił mnie za łokieć. Rękę miał silną i pewną. Zauważyłam krótkie, blade place o płaskich paznokciach, porośnięte czarnym meszkiem. Rzucił się, by uprzedzić mój upadek. Wsparta na jego ramieniu, czekałam, aż minie ból. Byłam zmieszana, ponieważ to upokarzające - potknąć się nagle na oczach obcych ludzi: te badawcze, wścibskie spojrzenia i nieszczere uśmiechy. Byłam zmieszana również dlatego, że jego dłoń była szeroka i ciepła. Gdy mnie podtrzymywał, przez rękaw niebieskiej wełnianej sukienki, którą zrobiła dla mnie na drutach matka, poczułam ciepło jego palców. W Jerozolimie była zima. 
Spytał, czy nic mi nie jest.
Odpowiedziałam, że chyba zwichnęłam kostkę.
Stwierdził, że podoba mu się słowo "kostka"."

piątek, 7 grudnia 2012

Under My Skin

Gerard Uferas The fabric of dreams, 1999

Gerard Uferas Dior, 30 avenue Montaigne, 2011

Arthur Miller Goły rękopis (Obecność)
"Naciągnął delikatnie skórę pod jej piersią, tak by mazak mógł się tam przesuwać. Zareagowała na dotyk uniesieniem brwi i nieco zaskoczonym uśmiechem. Ludzkie uczucia to żałosna sprawa. Ogarniała go z wolna jakaś nieokreślona radość, takiej łatwości w formułowaniu zdań nie odczuwał od czasu swojej pierwszej powieści, tej najlepszej, która właściwie napisała się sama i wyrobiła mu nazwisko. Działo się z nim coś, czego nie doświadczył od lat: słowa płynęły mu z podbrzusza."

wtorek, 4 grudnia 2012

Fiction

Julie de Waroquier Dances with wolves, 2012
http://www.juliedewaroquier.com/


Shlomi Nissim Little Red Riding Hood
http://www.shlominissim.com/ 

Vladmir Nabokov Wykłady o literaturze
"Literatura narodziła się nie tego dnia, kiedy chłopiec wołając "Wilk, wilk!", przybiegł z neandertalskiej doliny, ścigany przez wielkiego, czarnego wilka. Literatura narodziła się wtedy, kiedy chłopiec nadbiegł, wołając "Wilk, wilk!", a wilka nie było. Fakt, że biedaczek został w końcu zjedzony przez prawdziwego wilka, bo kłamał zbyt często, to już sprawa mniej istotna. Ale jest w tej historii coś naprawdę ważnego. Pomiędzy wilkiem w bujnej trawie i wilkiem z bujnej wyobraźni chłopca jest pewien roziskrzony łącznik. Ów łącznik, ów pryzmat jest sztuką literatury."

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Crime on Monday / Flash

Anna Orłowska Leakage 

Raymond Chandler Głęboki Sen
"W drugim końcu pokoju, na czymś w rodzaju małego podium, stał fotel z drewna tekowego, a na nim, na ozdobionym frędzlami pomarańczowym szalu spoczywała Carmen Sternwood. Siedziała sztywno wyprostowana, z rękami złożonymi na oparciach fotela, z zaciśniętymi kolanami, upozowana na posąg egipskiej bogini. Podbródek wysunęła do przodu, małe, białe zęby błyszczały w uchylonych ustach. Szeroko rozwarte oczy miały źrenice rozszerzone szaleństwem. Wyglądała na nieprzytomną, mimo że siedziała jak człowiek zdający sobie sprawę ze swoich czynów. Sprawiała wrażenie kogoś, w czyim umyśle zachodzi ważny proces myślowy. Z jej ust wydobywał się piskliwy, zduszony dźwięk, nie zmieniało to jednak wyrazu jej twarzy, ani nie zmuszało warg do poruszania się. Nosiła długie kolczyki z jaspisu. Wyjątkowo ładne kolczyki, które musiały kosztować wiele setek dolarów. Poza tym nie miała na sobie niczego więcej. (...)
Odwróciłem od niej wzrok i spojrzałem na Geigera. Leżał na plecach na skraju chińskiego dywanu, obok czegoś, co sprawiało wrażenie ofiarnego pala. To coś miało orli profil, a jego wielkie okrągłe oko wyglądało jak soczewka aparatu fotograficznego, skierowanego na siedzącą w fotelu nagą dziewczynę. Do ofiarnego pala przymocowana była lampa błyskowa. Geiger nosił chińskie pantofle z grubymi, filcowymi podeszwami, czarne jedwabne spodnie od pidżamy i chiński kaftan, którego przód przesiąknięty był krwią. Jego szklane oko błyskało w moim kierunku - zdawało się być jedynym żywym elementem w całej postaci. Na pierwszy rzut oka widać było, że wszystkie trzy strzały trafiły w cel. Był martwy. 
Wybuch lampy błyskowej był tym, co przywiodło mi na myśl letnią błyskawicę. Szaleńczy krzyk wyzwoliła reakcja znarkotyzowanej dziewczyny. Trzy strzały były natomiast dziełem kogoś trzeciego, kto prawdopodobnie chciał odwrócić bieg wydarzeń. Kogoś, kto zbiegł po tylnych schodach, wskoczył do samochodu i pędem odjechał."

czwartek, 29 listopada 2012

In a Pickle


 Klaus Pichler Pineapple (One Third)

Klaus Pichler Tomatoes (One Third)
  
Paul Auster Księżycowy Pałac 
"Trochę trwało, nim się przemogłem, ale gdy już pogodziłem się z myślą, że wkładam do ust żywność, którą wcześniej napoczęły inne usta, odkryłem, że mam wokół siebie niewyczerpane źródło pożywienia.
Ciasto po pizzy, kawałki hot dogów, skórka po wielopiętrowych kanapkach, nie dopite puszki wody sodowej - trawniki i skałki były nimi dosłownie usłane, pojemniki na śmieci pękały od obfitości. By przezwyciężyć swe opory, wymyślałem śmieszne nazwy na śmietniki. Były barami ostatniej obsługi, jadłobiorniami, karmnikami dla niebieskich ptaków - czymkolwiek, bylebym zapomniał, czym naprawdę są. Pewnego razu, gdy grzebałem w koszu, podszedł policjant i zapytał, co robię. Całkowicie zaskoczony, bąkałem coś przez chwilę, po czym wydukałem, że jestem studentem. Powiedziałem, że biorę udział w badaniach socjologicznych i że przez całe lato zbieram dane statystyczne na temat zawartości miejskich śmietników. Na dowód sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem legitymację studencką, mając nadzieję, że funkcjonariusz nie zauważy, iż ważność straciła w czerwcu.  Policjant przyglądał się przez chwilę fotografii, potem spojrzał na mnie, po czym znów popatrzył na zdjęcie — dla porównania - i wzruszył ramionami. Uważaj, powiedział, żebyś nie wcisnął głowy za głęboko, bo się zaklinujesz.
Nie znaczy to wcale,  że zjadanie resztek było przyjemne. W zbieraniu okruchów nie ma nic romantycznego, a początkowy urok, który cechuje każdą nowość, szybko wyparował bez śladu. Przypomniałem sobie scenę z przeczytanej kiedyś książki — Lazarillo de Tormes - w której przymierający głodem hidalgo chodzi z wykałaczką w zębach, żeby stwarzać wrażenie, iż właśnie zjadł suty posiłek. Odtąd sam wdziewałem ten kostium, nie omieszkając zabrać garści wykałaczek, gdy chodziłem do baru na kawę. Miałem przynajmniej co żuć w zębach w godzinach postu i dzięki temu moja postać zyskała - jak mi się wydawało - rys samodzielności i tchnęła jowialnym spokojem."

poniedziałek, 26 listopada 2012

Crime on Monday / Just an Accident

Julie de Waroquier Soul Storm (Ex-pression)

Vladimir Nabokov Przezroczyste przedmioty
"Amerykanka, jak się okazało, urocza, nazywała się Giulia Romeo, nazwisko to w języku starowłoskim znaczy "pielgrzym", a czyż my wszyscy nie jesteśmy pielgrzymami, a nasze sny - czyż nie są anagramami codziennej rzeczywistości? Doskoczył do niej, bo chciała rzucić się z okna. Duże okno miało niski parapet, szeroki i obity tapicerką, jak to parapety w tym kraju lodu i ognia. Ach, te lodowce, te jutrzenki cudne! Giulia, czy Julia, w firmowym gieźle Dopplera spowijającym jej świetliste ciało, przywarła do parapetu, rozpostartymi ramionami sięgając skrzydeł okna. Spojrzał poza nią, a tam, daleko w dole, w czeluści dziedzińca czy ogrodu, tańczyły takie same płomienie, jak czerwone papierowe języki, którym ukryty wentylator każe skakać po atrapach kłód gwiazdkowego kominka, w świątecznych witrynach zaśnieżonego dzieciństwa. Skok, lub próba zsunięcia się po powiązanych prześcieradłach (sposób zaciskania węzłów demonstrowała widoczna w lustrze na zapleczu snu Hugona sprzedawczyni z długą szyją, o urodzie średniowiecznej Flamandki) wydawały mu się istnym szaleństwem, toteż biedak robił, co mógł, aby powstrzymać Julię przed desperackim krokiem. Szukając najlepszego chwytu złapał ją od tyłu za szyję, kciukami o tępo spiłowanych paznokciach wpił się w oświetloną na fioletowo nasadę karku, a ośmioma palcami ucisnął okolice grdyki. Na ekranie kina naukowego po drugiej stronie dziedzińca, czy ulicy, mignęła konwulsyjnie wijąca się krtań, ale poza tym zapanował pokój i ład: trzymał Julię w garści i uratowałby ją od niechybnej śmierci, gdyby nie to, że w samobójczej próbie wyrwania się z ognia jakimś cudem ześlizgnęła się poza parapet, pociągając go za sobą w próżnię. Co za upadek! Co za niemądra Julia!"

czwartek, 22 listopada 2012

Private Photo Investigation


Today I found a splendid photo in the book "Street Photography Now" (Sophie Howard and Steven McLaren) - first page, but unfortunatelly publisher didn't mention about an author. My suspicion oscilletes around Arif Asci, but it's just a suspicion. If You are 100% sure, who is an author, please let me know in the comment. Thanks in advance!

środa, 21 listopada 2012

Ladies View / Agnes

Diane Arbus Blaze Starr in her living room, 1964

Milan Kundera Nieśmiertelność
"Ścisnęło mnie za serce. Ten uśmiech i gest należały do dwudziestoletniej dziewczyny! Jej ręka wzniosła się z zachwycającą lekkością. Tak jakby w trakcie zabawy rzuciła do kochanka kolorową piłkę. Uśmiech i gest były pełne wdzięku, choć nie miały go już w sobie ani twarz, ani ciało. Był to wdzięk gestu zatopionego w ciele bez wdzięku. Lecz kobieta, nawet jeśli dobrze wiedziała, że nie jest już piękna, na chwilę o tym zapomniała. Pewną cząstką siebie wszyscy żyjemy poza czasem. Być może uświadamiamy sobie własny wiek jedynie w kilku wyjątkowych chwilach, a przez większość czasu żyjemy bez wieku. W każdym razie w chwili gdy odwróciła się, uśmiechnęła i sknięła dłonią do instruktora (który nie mógł powstrzymać się i głośno parsknął), kobieta nie znała swych lat. W tym geście istota jej wdzięku, którym czas nie władał, odsłoniła się w okamgnieniu i olśniła mnie. Byłem dziwnie wzruszony. I w moich myślach wypłynęło słowo Agnes. Agnes. Nigdy nie znałem kobiety o tym imieniu."

wtorek, 20 listopada 2012

Dream Street 5 / Give me the Key


Stu Egan London

 Stu Egan Unreal City
www.stuegan.com 

Georges Perec Spacery po Londynie (Urodziłem się. Eseje)
"Najlepiej jest więc iść za radą tego samego Stendhala, modelowego turysty, jeśli tacy w ogóle istnieją: "Z obcego kraju czerpać tylko to, co sprawia przyjemność. Największą przyjemność sprawiło nam w Londynie włóczenie się po ulicach" (Dziennik, 9 sierpnia 1817 roku).
Włóczenie się po nieznanym mieście nie jest rzeczą oczywistą, mamy tendencję do krążenia w kółko, boimy się zgubić, wolimy ograniczać się do głównych osi, jednakże przy odrobinie doświadczenia oraz inicjatywy stosunkowo łatwo jest puścić wodze fantazji. W gruncie rzeczy wystarczy iść z nosem lekko zadartym do góry, pozwolić prowadzić się wysadzanej drzewami alejce, posągowi na koniu, sklepikowi z zachęcającą w oddali witryną, zbiegowisku, reklamie pubu, przejeżdżającemu autobusowi, aby powstały, zależne od godzin i pogody, mniej lub bardziej kapryśne, mniej lub bardziej kręte szlaki, wytyczane przez nazwy przywołujące coś, nawet jeśli nie zawsze wiemy, co: le Strand, Chelsea, Pimlico, Belgravia, Lambeth, Baker Street, Charing Cross, Scotland Yard, Covent Garden, Mayfair, Burlington, Carnaby, Whitechapel itd. Przemierzymy Harley Street, ulicę Medyków albo Fleet Street, ulicę gazeciarzy, zgubimy się w labiryncie uliczek Soho lub, jeśli dopisze nam szczęście, przejdziemy tuż obok numeru 7 przy Savile Row, gdzie mieszkał znamienity Phileas Fogg, ten, który w trakcie swych wojaży zwiedzanie miast zlecał swojemu lokajowi (jakże trafnie nazywanemu Obieżyświatem) i będziemy mogli wówczas sprawdzić, jeśli zagra nam tak w duszy, czy faktycznie musiał postawić pięćset siedemdziesiąt pięć razy prawą stopę przez lewą i pięćset siedemdziesiąt sześć razy lewą przed prawą, żeby dotrzeć do Reform Club w Pall Mall."