wtorek, 30 października 2012

Dream Street 3

Richard Avedon Elise Daniels with Street Performers, 1948

Melvin Sokolsky Le Dragon, Paris 1963

Georges Perec Dookoła Beaubourg (Urodziłem się. Eseje)
"Wychodząc od strony ulicy Saint Lartin, najpierw natykamy się na lekko spadzisty chodnik, od dawien dawna spontanicznie skolonizowany przez nowoczesnych kuglarzy, linoskoczków i artystów ulicznych. Wystarczy kilka promyków słońca, i od samego rana zaczyna się tu zabawa: grupa połykaczy ognia albo siłacze zrywający łańcuchy, z połyskującymi mięśniami klatki piersiowej, z wyeksponowanymi tatuażami; dalej treser wyszkolonych psów starannie przygotowuje dywaniki, drabinkę oraz lekką platformę, na szczycie której jego psiny będę się "puszyć", odliczając ogonami do trzynastu. Tam też pojawią się żonglerzy, monocykliści, mimowie, kataryniarze; nieco dalej samotny saksofonista improwizujący na nutę My Funny Valentine, flet indiański z dwoma gitarzystami w poncho i z bębnem czy też niewielka kapela z wypolerowanymi trąbkami i kwartet smyczkowy grający ślicznie Boccheriniego i mniej więcej wszędzie rysownicy, dopieszczający portrety niewzruszonych modeli, otoczeni niewielkim kręgiem gapiów tak do siebie podobnych, że zlewających się w całość oraz sprzedawcy plakatów, karykatur, małych Poulbotów, popcornu, lodów czy rozdający ulotki zapraszające na koncert tego czy innego organisty w kościele Saint-Eustache albo tego czy innego perkusisty w kaplicy Longobardów. A wszędzie dookoła w zwartych gromadach lub w niewielkich grupkach, zabiegany lub beztroski, z nosem zadartym do góry lub nastawionymi uszami, entuzjastyczny lub szyderczy - tłum."

poniedziałek, 29 października 2012

(Fashion) Crime on Monday

Melanie Pullen, Oscar's Grass, High Fashion Crime Scenes, 1995-2005

 Georges Simenon Maigret i trup młodej kobiety
— Nie wydało się pani, że ona jest inna niż wszystkie klientki?
— One zawsze zaczynają od tego, że są inne. Po kilku miesiącach wszystkie są jednakowe.
— Znalazła pani coś odpowiednich rozmiarów?
— Tę niebieską, którą pan trzyma. Model numer czterdzieści. Pamięta wiele nocnych eskapad z „dziewczynkami” z tej dzielnicy.
— Wzięła ją?
— Za pierwszym razem — tak.
— I następnego dnia oddała ją rano?
— W południe. Byłam zaskoczona, że przychodzi tak wcześnie. One przeważnie śpią cały dzień.
— Zapłaciła należność?
— Tak.
— I potem już jej pani nie widziała aż do wczorajszego wieczoru?
— Już panu mówiłam. Było trochę po dziewiątej, kiedy zjawiła się i zapytała, czy mam jeszcze tę suknię. Powiedziałam, że tak. Wtedy zaczęła mi tłumaczyć, że tym razem nie może mi dać kaucji, ale — jeśli mi to odpowiada — zostawi to, co ma na sobie.
— Przebrała się tutaj?
— Tak. Potrzebowała także butów i płaszcza. Wyszukałam jej aksamitne wdzianko z kapturem, które mogło ujść za płaszcz.
— Jak ona wyglądała?
— Jak ktoś, kto koniecznie potrzebuje wieczorowej sukni i płaszcza.

niedziela, 28 października 2012

Silence my foot

Tomohide Ikeya Breath, 2009

Julio Cortazar Gra w klasy
"Fioletowa ignorancja" - pomyślała dotknięta. Ile razy ktoś oburzał się na jej pytania, czuła, jak ogarnia ją jakąś fioletowa masa. Wtedy trzeba było głęboko odetchnąć - i fioletowość rozłaziła się, odpływała jak ryby, dzieliła na wiele fioletowych trapezów, niby beczułki porzucone na pustych plażach Pocitos, lato na plażach, fiołkowe plamy zamiast słońca, słońca zwącego się Ra, też egipskiego, tak jak Pascal. I właściwie obojętne jej było, że Gregorovius westchnął, po Horaciu nie mogły ją wiele obchodzić westchnienia w odpowiedzi na jej pytania, ale mimo to zawsze, chociaż na krótko, występowała fioletowa plama i coś jakby ochota do płaczu, trwająca nie dłużej niż chwila strząśnięcia popiołu z papierosa, owym gestem bez pudła niszczącym dywany, oczywiście u tych, którzy je mają."

sobota, 27 października 2012

Flow


Toni Frissell Weeki Wachee, 1947

Sylvia Camporesi Ofelia, 2004
http://silviacamporesi.it/?gallery=ofelia 

Virginia Woolf Fale
"W pustych, wyczekujących pokojach stoją złocone krzesła, a kwiaty, spokojniejsze, okazalsze niż  kwiaty w ogrodach, rozlewają się zielenią, rozlewają się bielą na tle ścian. A na jednym ze stolików leży jedna książka. To tak, jak mi się śniło, to tak, jak przepowiadałam. Jestem tu u siebie. Naturalnie stąpam po miękkich dywanach. Swobodnie posuwam się po gładko wypolerowanych podłogach. Zaczynam się rozwijać w tym zapachu, w tym blasku, jak paproć, kiedy rozwijają się jej poskręcane liście. Przystaję. Przypatruję się temu światu. Rozglądam się między grupkami nieznajomych ludzi. Wśród lśniących zielono, różowo, szaroperłowo kobiet stoją wyprostowane postacie mężczyzn. Są czarnobiali, pod ubraniami żłobią ich głębokie strumyki. Znowu wyczuwam odbicie w oknie tunelu - porusza się. Czarnobiałe postacie nieznajomych mężczyzn spoglądają na mnie, kiedy pochylam się do przodu; kiedy się odwracam, żeby spojrzeć na obraz, oni odwracają się także. Ich drżące dłonie unoszą się do krawatów. Dotykają kamizelek, chusteczek. Są bardzo młodzi. Zależy im na zrobieniu dobrego wrażenia. Czuję jak rodzi się we mnie tysiąc zdolności. Jestem na przemian figlarna, wesoła, rozmarzona, melancholijna. Jestem uczepiona dna, lecz płynę. Cała w złocie, płynąc w tę stronę, mówię do nich: "Podejdź". Falując czarno, mówię do innego" "Nie". Jeden rusza ze swego miejsca pod oszkloną szafką. Zbliża się. Idzie w moją stronę. To najbardziej podniecająca chwilia w moim życiu. Drżę. Faluję. Unoszę się jak roślina na rzece, porywana to w tę, to w tamtą stronę, lecz uczepiona dna, żeby mógł do mnie podejść. "Podejdź - mówię - podejdż". Ten, który podchodzi jest melancholijny, romantyczny, blady, ciemnowłosy. A ja jestem figlarna i niestała i kapryśna - bo on jest melancholijny, romantyczny. Jest tutaj. Stoi przy mnie."

piątek, 26 października 2012

Street act

 Garry Winogrand
Garry Winogrand Cape Kennedy, 1969

Julio Cortazar Babie Lato (Przejścia)
"Podniosłem aparat na wysokość oczu udając, że nastawiam go na przestrzeń nie obejmującą ich, i trwałem, pewien, że w końcu uchwycę ruch, będący objawieniem, wszystko zdradzający wyraz twarzy, życie, w którym ruch nadaje, a sztywny obraz niszczy rytm, jeżeli nie uda się nam uchwycić niedostrzegalnego ułamka prawdziwej treści. Nie musiałem długo czekać. Kobieta kończyła omotywać chłopaka odbierając mu po troszeczku ostatnie resztki wolności, w powolnych, pełnym rozkoszy torturach. Wyobraziłem sobie prawdopodobne zakończenie (nadchodzi niewielka puchata chmurka, samotna na całym niebie), przewidziałem wejście do domu (zapewne przeładowany parter, pełen poduszek i kotów), podejrzewałem przerażenie chłopca, jego rozpaczliwe wysiłki, by nie dać nic po sobie poznać, aby wyglądało, że jest do tego przyzwyczajony."

czwartek, 25 października 2012

Ambrotype

Katie Cooke 

Isa Marcelli

Virginia Woolf Pani Dalloway
"Gdy kładła broszkę na stole, chwycił ją nagle skurcz bólu, jak gdyby lodowate szpony skorzystały z jej zadumy i wpiły się w nią niespodzianie. Nie jest jeszcze stara. Dopiero niedawno rozpoczęła pięćdziesiąty drugi rok życia. Ma jeszcze przed sobą tyle miesięcy do końca tego roku. Czerwiec, lipiec, sierpień. Pozostały prawie nietknięte. Podeszła do toaletki. I jak gdyby usiłując pochwycić spadającą kroplę, przedarła się do samego jądra tej chwili, zatrzymała ją - tę chwilę czerwcowego poranka przygniecionego ciężarem tamtych wszystkich poranków; spojrzała w lustro, na flakony, jak gdyby widziała je po raz pierwszy w życiu, zebrała całą siebie w jednym punkcie (patrząc w lustro) i zobaczyła delikatną, różową twarz kobiety, która tego wieczoru wydawała przyjęcie, zobaczyła Klarysę Dalloway, siebie."


środa, 24 października 2012

My first name is Angeline

Daniela Edburg Dorotea, Remains of the day, 2005-2007

Craig Schlewitz, Dreams 

Gabriel Garcia Marquez Ślady Twojej Krwi na Śniegu
"W łazience Nena Daconte zauważyła na bluzce i spódnicy plamy krwi, ale nawet nie próbowała ich zmyć. Wyrzuciła do kosza przesiąkniętą chusteczkę, przełożyła ślubną obrączkę na lewą dłoń i dokładnie umyła skaleczony palec wodą i mydłem. Ukłucie było prawie niewidoczne. Ale ledwie wrócili do samochodu, ranka znowu zaczęła krwawić. Nena Daconte przewiesiła ramię przez okienko, przeświadczona, że lodowaty wiatr od pól ma właściwości środka tamującego. Był to kolejny bezskuteczny sposób, ale jeszcze się nie zaniepokoiła. Jeśli ktoś będzie chciał nas odnaleźć, to przyjdzie mu to z łatwością, powiedziała z charakterystycznym sobie wdziękiem. Wystarczy, że będzie podążać śladem mojej krwi na śniegu. Następnie zastanowiła się na tym, co powiedziała i jej twarz rozpromieniła się w pierwszych blaskach świtu.
- Pomyśl tylko - powiedziała - Ślad krwi na śniegu od Madrytu do Paryża."

wtorek, 23 października 2012

Transkrypcja


Marcin Lorenc, Filip Nitendel, Untitled, 2012 (Polaroid Land Camera 100)

Robert Musil Kuszenie cichej Weroniki (Sześć kobiet)
"Gdzieś powinno być słychać dwa głosy. Może spoczywają one tylko jak nieme na kartkach pamiętnika, obok siebie i w sobie; ciemny, głęboki, nagle jednym skokiem na samego siebie nastawiony głos kobiecy, tak jak następują po sobie strony, objęty miękkim, dalekim, rozlewnym głosem mężczyzny, tym poplątanym, zawieszonym w pół słowa głosem, z którego wyziera to, czego ona nie zdążyła jeszcze zamaskować. A może nawet nie. Może jednak jest gdzieś w świecie taki punkt, ku któremu te dwa wszędzie na ogół ledwo wyodrębniające się z bezbarwnego chaosu codziennych szmerów głosy mkną niby dwa płomienie i splatają się ze sobą gdzieś tam; może by trzeba odszukać ten punkt, którego bliskość wyczuwa się tu tylko po niepokoju, tak jak ruch muzyki, która jeszcze niesłyszalna, już odciska się ciężkimi, niewyraźnymi fałdami na nie przedartej zasłonie dali."





poniedziałek, 22 października 2012

Crime on Monday

Gregory Crewdson Untitled (Ophelia), 2001
www.gregorycrewdsonmovie.com 

Georges Simenon Maigret i trup młodej kobiety
"Ludwika Laboine przypominała kliszę fotograficzną, zanurzoną w wywoływaczu. Dwa dni temu nie istniała dla nich w ogóle. Potem była profilem, niebieskim kształtem na mokrym bruku placu Vintimille, białym konturem na marmurowym stole w Instytucie Medycyny Sądowej. Teraz miała już imię i nazwisko; obraz zaczynał nabierać ostrości, mimo iż wciąż jeszcze był tylko schematem."

niedziela, 21 października 2012

Shake spear!

Jacek Zydorowicz Sansini dene (Spróbuj szczęścia), Stambuł 2011

"Węże cętkowanej skóry, 
Jeże, padalce, tyrtony, 
I wy zielone jaszczury"
W. Shakespeare Sen nocy letniej 

Angela Carter Mądre dzieci
"Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj, dzień, w którym rozpoczął się Sen...Wszyscy stawiliśmy się w kostiumach - gromada błaznów. Nie żadne ckliwe rusałki z motylimi skrzydłami w kwietnych wiankach na głowie. Nic z tych rzeczy. Jako Kwiat Groszku i Kwiat Gorczycy wystąpiłyśmy w majtkach i biustonoszach, na których przypięto liście, akcentując pewne miejsca, a w naszych krzaczastych perukach były ukryte małe lampki. Gdy ujrzałyśmy, jak potraktowano w garderobie pozostałych, pomyślałyśmy, że i tak miałyśmy sporo szczęścia, bo niektórym z czół wystawały poroża, a ich wstydliwe części ciała przykrywały futrzane łatki; inni byli przebrani za latające chrząszcze, paradowali w sztywnych, błyszczących koszulkach z rozcięciem na plecach; jeden czy dwóch z konarami zamiast ramion. Do tego dodajcie istne zatrzęsienie skóry i piór.
Na tym nie koniec. Pamiętajcie, że nie tylko elfy zamieszkiwały las w pobliżu Aten. Gigantyczna, osiodłana mysz biegała tam i z powrotem. Króliczek w ślubnym wianku i welonie. Kilka ważek w maskach. Całe stado potężnych żab. Karły, wielkoludy, dzieci - wszyscy razem. Nagle poczułam się jak na tonącym statku. Ten film będzie kolosalną klapą, czułam to w kościach.
Dżyngis-chan nie żałował forsy na spektakl inauguracyjny. Zamówił stuosobową orkiestrę dawnych instrumentów, sprowadził ją z Berkeley, przebrał w rajstopy i krezy. Jeden z muzyków miał na głowie jarmułkę. Lutnie cholernie źle się stroją, pewnie dlatego wyszły z użycia, więc las w pobliżu Aten zgrzytał i świszczał od dysonansów, gdy muzycy próbowali się zgrać."

sobota, 20 października 2012

Pamięci, przemów!

W. Eugene Smith Ophelia and Hamlet Streets, Pittsburgh, 1955-56

Jorge Luis Borges Pamięć Szekspira
"Na początku tej przygody czułem radość bycia Szekspirem, a na końcu - zniewolenie i trwogę. Najpierw obie pamięci nie mieszały swych wód. Z czasem ogromna rzeka Szekspira stała się zagrożeniem i niemal nie zatopiła koleiny mego życia. Dostrzegłem ze strachem, że stopniowo zapominam języka moich rodziców. Poczucie tożsamości wspiera się na pamięci, toteż obawiałem się o stan mojego umysłu.
Kiedy odwiedzali mnie przyjaciele, byłem zdziwniony, że nie dostrzegali, iż jestem w piekle.
Przestawałem rozumieć codzienne, rozgrywające się wokół mnie sprawy (die alltagliche Umwelt). (...) 
W miarę upływu lat człowiek zmuszony jest dźwigać rosnące brzemię własnej pamięci. Mnie przytłaczały dwie, czasem nakładające się na siebie: moja własna i tego drugiego, nieprzenikniona.
Wszystkie rzeczy pragną trwać w swej istocie, napisał Spinoza. Kamień pragnie być kamieniem, tygrys tygrysem, a ja pragnąłem być ponownie Hermannem Soergel.
Nie pamiętam już, którego dnia postanowiłem się uwolnić. Uciekłem się do najprostszego sposobu. Wykręcałem na chybił trafił numery telefoniczne. Odpowiadały dziecięce albo kobiecie głosy. Pomyślałem, że powinienem je oszczędzić. Usłyszałem w końcu głos wykształconego mężczyzny. Zapytałem:
- Chcesz pamięć Szekspira? Wiem, że to, co pragnę ci ofiarować, jest niezwykłej wagi. Zastanów się dobrze.
Pełen niedowierzania głos odpowiedział:
- Podejmę to ryzyko. Przyjmuję pamięć Szekspira.
Przedstawiłem warunki daru. Co paradoksalne, odczuwałem jednocześnie nostalgię za książką, którą powinienem napisać, lecz napisanie jej było mi wzbronione i lęk, że ów gość-widmo nigdy mnie nie opuści.
Odwiesiłem słuchawkę i natchniony nadzieją powtórzyłem pełne rezygnacji słowa:
Simply the thing I am shall make me live.
(Od dziś zaczynam żyć z tego, czym jestem) 
Wymyśliłem niegdyś ćwiczenia, aby obudzić zamierzchłą pamięć; teraz musiałem poszukać innych sposobów, by ją wymazać. Jednym z wielu było zgłębianie mitologii Williama Blake'a, zbuntowanego uczenia Swedenborga. Przekonałem się, że była ona nie tyle złożona, ile skomplikowana. 
Ta droga, jak i inne, okazała się daremna; wszystkie wiodły mnie do Szekspira. 
Aby wypełnić oczekiwanie, doszedłem w końcu do jedynego rozwiązania: precyzyjna i niezmierzona muzyka - Bach.
PS. 1924 - Już jestem człowiekiem pośród ludzi. W chwilach bezsenności jestem emerytowanym profesorem Hermannem Soergel, wertuję kartoteki i redaguję erudycyjne banały, lecz czasem o brzasku wiem, ze tym, kto śni, jest ten drugi. Niekiedy zaskakują mnie drobne i ulotne wspomnienia, które być może są prawdziwe."   

piątek, 19 października 2012

Contra-dictionary

 Diane Arbus Girl in her circus costume, 1970

Claude Iverne Mnaima Adjak, Tribu Shenabla, nomade, Kordofan Nord, 2001 © Claude Iverné/Elnour

czwartek, 18 października 2012

Ladies View / Nina

Bruno Aveillan Bolshoï Underground, 2010

Vladimir Nabokov Wiosna we Fialcie (Kęs życia i inne opowiadania)
"W przeszłość, w przeszłość, jak zawsze, kiedy ją spotykałem, powtarzając całą nagromadzoną fabułę od samego początku, aż do ostatniego dodatku, jak w rosyjskiej bajce, gdzie to, co wcześniej powiedziano, zbiera się na nowo przy każdym kolejnym zwrocie akcji. Tym razem spotkaliśmy się w ciepłej i mglistej Fialcie i nie mógłbym z większym kunsztem celebrować tych okazji, nie mógłbym ozdobić bardziej żywymi winietkami listy uprzednich usług losu, nawet gdybym wiedział, że widzimy się po raz ostatni; mówię "po raz ostatni", bo jakoś nie mogę sobie wyobrazić niebiańskiej firmy pośredniczącej, która zgodziłaby się zorganizować mi spotkanie z nią za grobem."

środa, 17 października 2012

Dream Street 2

W. Eugene Smith Dream Street, 1956

Henry Miller Plexus (Różoukrzyżowanie), 1965
"Często porozumiewamy się we snach... Jestem na znajomej ulicy, szukając określonego domu. W chwili kiedy stawiam na niej nogę, serce bije mi gwałtowniej. Chociaż nigdy wcześniej jej nie widziałem, wydaje mi się bardziej znajoma, bardziej bliska, bardziej znacząca niż jakakolwiek ulica, którą znałem. Jest to ulica, którą wracam do przeszłości. Każdy dom, każdy ganek, każda brama, każdy trawnik, każdy kamień, patyk, gałązka czy liść mówi wiele. Poczucie rozpoznania, wzmocnione miriadami warstw pamięci, jest tak silne, że omal się nie rozpływam.
Ulica nie ma początku ani końca; jest oderwanym, zamkniętym odcinkiem, pływającym w niewyraźniej aurze. Wibrującym kawałkiem całości. Chociaż nigdy nic się na niej nie dzieje, nie jest ani pusta, ani wyludniona. Przeciwnie, jest najbardziej żywą ulicą, jaką mogę sobie wyobrazić. Jest żywa wspomnieniami, jak tajemniczy zagajnik, który aż roi się od niewidzialnych chmar. Nie mogę powiedzieć, że idę tą ulicą, ani że się nią posuwam. Ulica mnie osacza. Pożera mnie. Chyba tylko w świecie owadów istnieją doznania, które dorównują tej formie rozkoszy. Jedzenie czegoś jest czymś wspaniałym, ale bycie jedzonym to rozkosz, której nie daje się opisać. Być może jest to inny, pełniejszy rodzaj jedności ze światem zewnętrznym. W pewnym sensie odwrócona komunia."

wtorek, 16 października 2012

Is this desire?

Zena Holloway Mermaids http://www.zenaholloway.com/

Elena Kalis Bellow the surface http://underwatersite.com/


Amelie Nothomb Biografia głodu
"W tekstach mistyków pełno jest nieugaszonego pragnienia; irytujące, bo to tylko metafory. W rzeczywistości wielki mistyk czerpał dłonią kilka łyków ze źródła lub bożych słów, i na tym się kończyło.
Moje pragnienie nie miało w sobie nic z metafory; kiedy mnie dopadało, mogłam pić do upadłego. W fontannach przy świątyniach, gdzie woda, wciąż świeża, była najsmaczniejsza, na okrągło napełniałam nią drewniane chochle i spijałam ten tysiąckrotnie powtarzający się cud. Jednym ograniczeniem była moja pojemność, skądinąd ogromna; trudno uwierzyć, ile potrafi pomieścić w sobie taki mały kanister.
To, co mówiła do mnie woda, było fantastyczne: "Jeśli chcesz, możesz wypić wszystko. Nie odmówię ci ani łyka. A ponieważ mnie tak kochasz, obdarzę cię łaską: będziesz mnie ciągle spragniona. Odwrotnie niż ci biedni ludzie, u których pragnienie zmniejsza się w miarę picia, ty im więcej mnie wypijesz, tym większe będziesz czuła pragnienie i tym żywszą przyjemność z zaspokajania go. Cudowny los chciał, bym stała się twoim najwyższym dobrem, i to takim, na którego nieograniczoną szczodrość zawsze możesz liczyć. Nie lękaj się, nikt ci mnie nie wzbroni, możesz dalej to robić, ja jestem twoją prerogatywą, napisane stoi, że możesz mnie czerpać bez ograniczeń, ty jedyna, która kryjesz w sobie dość pragnienia, by mnie uradować."
Woda miała smak kamienia fontanny: była tak pyszna, że krzyczałabym, gdyby nie to, że miałam zawsze pełne usta. Jej lodowata kąśliwość paraliżowała mi gardło i wyciskała łzy z oczy.
(...) Woda zaspokajała moje pragnienie, ale go nie gasiła. Pokazywała mi, czym jest prawdziwa nieskończoność: to nie idea, czy pojęcie, to tylko doświadczenie."



poniedziałek, 15 października 2012

niedziela, 14 października 2012

Dream Street 1


fot. KPZ (Mamiya C 330)

Janusz L. Wiśniewski Bikini
"Nie mogła iść dalej. Podbiegła do resztek muru, za którym kiedyś była kuchnia jakiegoś mieszkania, uklękła i zaczęła wymiotować. Po chwili odczuła ulgę. Wstała z kolan. Do niewielkiego fragmentu muru, który jako jedyny pozostał z całego budynku, przytwierdzony był kuchenny zlew. Na resztkach drewnianego blatu obok zlewu stał kubek z niedopitą przez kogoś herbatą, nieopodal na białym porcelanowym talerzyku leżał nadgryziony, posmarowany masłem kawałek chleba przykryty stwardniałym żółtym serem. Nad zlewem do ściany przytwierdzone było lustro z brązowymi zaciekami rdzy. Na małej szklanej półce przed lustrem stały cztery aluminiowe kubki ze szczoteczkami do zębów. Dwie z nich mogły należeć tylko do dzieci. Patrzyła na to jak na makabryczne malowidło. Ostatnia najzwyklejsza normalność przed końcem świata tutaj, w tym miejscu, wyglądała jak awangardowa, specjalnie przygotowana, surrealistyczna instalacja jakiegoś neurastenicznego rzeźbiarza. Ale to nie była żadna wyrafinowana kompozycja, która miała wprawić w zdumienie prawdziwych znawców sztuki. To był jak najbardziej realny kawałek miasta Drezna, około południa, w czwartek, 15 lutego 1945 roku.
Wróciła biegiem do walizki. Wydobyła pośpiesznie aparat. Pamiętała, że zostało osiem klatek. Powoli podeszła pod ścianę ze zlewem. Stanęła w rozkroku kilka metrów od muru. Zaczekała cierpliwie, aż słońce przedrze się przez postrzępioną, szarą chmurę. Uważnie nastawiła przysłonę i czas naświetlania. Nacisnęła spust migawki."


   

sobota, 13 października 2012

I ≠ You

Jung Lee, Have you ever loved me; Only god knows; You, You, you..., 2010 © ONE AND J. Gallery
Roland Barthes Fragmenty dyskursu miłosnego 
"Język jest naskórkiem: ocieram język o innego. To tak, jakbym w miejsce palców miał słowa, lub miał palce na koniuszkach słów. Mój język drży z pożądania.(...) Początkowo rozprawiam o naszej relacji z myślą o innym, ale może rozprawiam też przed powiernikiem: od ty przechodzę do on. A następnie od on przechodzę do zaimka bezosobowego, do się: snuję abstrakcyjny dyskurs o miłości, o filozofii rzeczy, dyskurs, który okazuje się uogólnioną gadką szmatką."
 
 

piątek, 12 października 2012

Entrez!

Tim Walker The Dress/Lamp Tree, 2001 http://timwalkerphotography.com/

Angela Carter Pani Domu Miłości (Czarna Wenus)
"Starucha zastukała kłykciami w płyciny drzwi; najbardziej uwodzicielsko pieszczotliwy głos, jaki kiedykolwiek słyszał w życiu, zawołał z silnym cudzoziemskim akcentem po francusku, w adoptowanym języku rumuńskiej arystokracji: - Entrez!
Najpierw ujrzał jedynie kształt, kształt promieniujący delikatną świetlistością, jako że chwytał i odbijał na swoich żółtawych powierzchniach tę odrobinę światła, jaka była w mrocznym pokoju: kształt przemienił się - któż by to przypuścił - w krynolinę z białego atłasu, przybranego tu i ówdzie koronką, suknię od kilkudziesięciu lat niemodną, która jednak niegdyś musiała być suknią ślubną. Następnie zobaczył dziewczynę, która tę suknię miała na sobie, dziewczynę tak kruchą jak szkielecik ćmy, tak chudą, tak wątłą, że wydawało mu się, jakby suknia utrzymywała się w piwnicznym powietrzu sama przez się, bez lokatorki - obdarzone własnym życiem baśniowe przebranie, w którym dziewczyna przebywała niby duch w machinie.
Jedyne światło w pokoju pochodziło z lampy palącej się niskim płomieniem pod ciężkim zielonkawym kloszem na odległym gzymsie kominka; towarzysząca podróżnemu starucha osłoniła dłonią swoją latarkę, jak gdyby chciała ustrzec panią przed zbyt nagłym widokiem gościa albo ustrzec gościa przed zbyt nagłym widokiem pani."

czwartek, 11 października 2012

Je me repose


Rune Guneriussen A natural selection, 2008; Cold comfort, 2010


Jorge Luis Borges Ulrica (Księga Piasku)
"Nie pamiętam żadnych innych słów, jakie padły tej nocy. Nazajutrz wcześnie rano zszedłem do sali jadalnej. Przez szyby zobaczyłem, że spadł śnieg; równina gubiła się w świetle poranka. Nie było nikogo więcej. Ulrica zaprosiła mnie do swego stołu. Powiedziała, że lubi samotne spacery.
Przypomniał mi się żart Schopenhauera i odpowiedziałem:
- Ja też. Możemy więc wyjść razem."

Ambrotyp















































Paweł Śmiałek http://ambrotypy.pl/


 Artjom Uffelmann www.uffelmann-foto.de




























Chambre de voyage 18 x 24 

Katherine Mansfield Dzienniki (1910-1922)  
"I wszedł do sypialnianego pokoju, zamykając drzwi za sobą, a ja siadłam na końcu sofy. Promienie słońca, wpadając przez okna, dzieliły pracownię na cztery części: na dwa kwadraty światła i dwa - cienia, lecz wszystko, na co padało światło, zdawało się pływać w nim, kąpać się i lśnić, jak gdyby nie stało na ziemi, lecz pływało w wodzie - wydawało się nawet, że wszystko się jakoś dziwnie chwieje."


środa, 10 października 2012

Dolina niesamowitości/Uncanny Valley

 

Wade Marynowski The Hosts: A Masquerade Of Improvising Automatons, 2010

Ernst Theodor Amadeus Hoffmann Piaskun (ze zbioru opowiadań Nachtstücke, 1817)
"Zygmunt, widząc ze smutkiem chorobliwy stan swego przyjaciela, zaniechał drwiącego tonu i przyznał, że w rzeczach miłości upodobanie jest jedynym prawem.
— Tylko dziwnym mi się wydaje — dodał — że ktokolwiek widział Olimpię, tak samo ją sądzi jak ja. Przepraszam cię, drogi Natanielu, wszyscy znajdują ją sztywną i jakby pozbawioną duszy. Ma kibić powabną, twarz nawet piękną, to prawda, ale cóż z tej piękności, kiedy jej nie ożywia spojrzenie. Czyż nie dostrzegasz, że w oczach jej nie ma iskry życia, że zdają się patrzeć nie widząc? Podobnie i ruchy jej dziwnie się wydają obrachowane; czyż nie można by myśleć, że są zależne od układu jakichś kółek, które się obracają stosownie do nakręcenia? Podobnie gra jej, śpiew nawet, ma w sobie tę osobliwszą dokładność, nieprzyjemną i bezduszną, jaka jest udziałem sztucznego tylko mechanizmu; toż samo da się powiedzieć o jej tańcu. Wierz mi, Natanielu, ta twoja Olimpia zrobiła na nas wszystkich nieprzyjemne wrażenie i od pierwszego wejrzenia nie chcieliśmy mieć z nią nic wspólnego. Wydała nam się po prostu zręcznym podrobieniem istoty obdarzonej życiem; a co do mnie, jestem przekonany, że wcale nie jest tym, czym się być wydaje."
tłumaczenie: Felicjan Faleński

wtorek, 9 października 2012

Asombros


Mar Arza Asombros 2007 - 2009 http://www.mararza.com/index.php?/2007-2009/asombros/
Mar Arza Lluerna Ulls 2007 http://www.mararza.com/index.php?/2007/lluerna-ulls/

Julio Cortazar Gra w klasy
"Między Magą a mną wyrasta trzcinowe pole słów; zaledwie rozdzieliło nas parę godzin, parę ulic, już mój żal nazywa się żal, moja miłość nazywa się miłość. W miarę upływającego czasu będę czuł coraz mniej, wspominał coraz więcej, ale czymże jest wspomnienie, jeśli nie językiem uczuć, słownikiem twarzy i dni, zapachów, które powtarzają się jak czasowniki, przymiotniki w przemówieniu, ukradkiem przemykając się poza samą rzecz, aż do czystej teraźniejszości, zasmucając nas lub moralizatorsko pouczając, do chwili kiedy sami stajemy się moralizatorami, twarz zwrócona wstecz otwiera szeroko oczy, ta prawdziwa zaś zaciera się powoli, tak jak na starych fotografiach, i nagle Janusem jest już każdy z nas."


poniedziałek, 8 października 2012

Eat me!






Abelardo Morell Alicja w Krainie Czarów
 
Lewis Caroll Alicja w Krainie Czarów
Pan Gąsienica i Alicja przypatrywali się sobie nawzajem przez kilka minut w zupełnym milczeniu. Na koniec pan Gąsienica wyjął z ust fajkę i odezwał się słabym, śpiącym głosem:
- Kim jesteś?
Nie było to zbyt zachęcające. Alicja odpowiedziała nieśmiało:
- Ja... ja naprawdę w tej chwili nie bardzo wiem, kim jestem, proszę pana. Mogłabym powiedzieć, kim byłam dziś rano, ale od tego czasu musiałam się już zmienić wiele razy.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał surowo pan Gąsienica. - Wytłumacz się!
- Nie mogę się wytłumaczyć - odrzekła Alicja - ponieważ, jak pan widzi, nie jestem sobą.

Jan Svankmajer Coś z Alicji (Něco z Alenky)

Margaret Atwood Kobieta do zjedzenia